Z Gór Cozia
zeszliśmy do miasta Brezoi usytuowanego w dolinie Aluty (granica między Górami
Cozia, a Capatanii). To właśnie z tego miasta planowaliśmy rozpocząć wędrówkę po Górach Capatanii, jednak będąc już w nim zmodyfikowaliśmy nieco nasze plany. Postanowiliśmy
odjechać kilkanaście kilometrów na zachód od Brezoi. Wybraliśmy miejscowość Săliștea, leżącą niedaleko Mălaia (dolina Lotru). Podwiózł
nas tam pewien Cygan swoim dostawczym samochodem. Oczywiście nie
była to darmowa przysługa. Musieliśmy za nią sporo zapłacić. Za przejechanie ok. 15km na
pace zapłaciliśmy 20€ (za 6 osób)! W taki sposób rozpoczęła się nasza przygoda z Górami Capatanii.
Góry Capatanii to mało popularne rumuńskie pasmo, na temat którego w Internecie
jest informacji jak na lekarstwo. Do końca nie wiadomo jak się nawet nazywa.
Możemy spotkać się z nazwami rumuńskim tj.: Munții
Căpățânii, Căpățînii, Căpățîna, czy polskimi: Capatinii, Kapacyny, Kapacyni,
czy Góry Głowiaste.
Pasmo to składa się z kilku grzbietów, na szczególną uwagę zasługują: grzbiet główny oraz grzbiet Buila-Vânturariţa. Z oczywistych powodów powinienem zacząć od tego
pierwszego, jednak na przekór zacznę od tego drugiego (o grzbiecie głównym będzie w następnym wpisie). Wynika to z tego, że
Góry Capatanii eksplorowaliśmy ze wschodu na zachód, czyli zaczęliśmy od
grzbietu Buila-Vânturariţa, a dopiero potem weszliśmy na główny grzbiet.
Grzbiet Buila-Vânturariţa położony jest w południowo-wschodniej części
gór. Zbudowany jest z wapieni, dlatego występują tam liczne formy
krasowe. Obszar podlega ścisłej ochronie – Park Narodowy Buila-Vânturariţa. Nazwa parku pochodzi od nazwy dwóch najwyższych
szczytów: Vânturariţa (1866m n.p.m.) i Buila (1849m n.p.m.). Bilet do parku
kosztuje 5 lei.
W parku, oprócz wapiennych
szczytów i ostańców możemy podziwiać również kanion rzeki Cheia oraz „jaskinię z
jeziorkiem”. Grzbietem biegnie piękny, ale dość trudny szlak. Jest on
słabo oznaczony, dlatego w niektórych momentach trzeba się natrudzić żeby
znaleźć drogę.
Infrastruktura turystyczna w
Parku Buila-Vânturariţa jest na dużo wyższym poziomie niż w pozostałych częściach Gór Capatanii.
Nie oznacza to jednak, że jest dobra. Mieliśmy spore problemy z dojściem do schroniska
Cheia (Cabana Cheia). Wynikało to z tego, że oznakowanie szlaków jest tam bardzo
rzadkie, a do tego nie ma żadnych aktualnych map tego terenu. Istnieje
kilka map z czasów socjalistycznych (http://www.karpaty.travel.pl/mapa_rumunia_capatanii.php), jednak ich dokładność pozostawia wiele do
życzenia m.in. rozmieszczenie źródeł. W okolicach Cabany Cheia można spodziewać
się dużej ilości turystów, gdyż prowadzi do niej szutrowa droga, po której mogą jeździć samochody.
 |
Po drugiej stronie tunelu znajduje się Park Narodowy Buila-Vanturarita. |
 |
Schematyczna
mapa parku. |
 |
W
drodze do cabany (schroniska). |
 |
Spragnione
stado owiec gasi pragnienie. |
 |
Pies
pasterski pilnujący swojego stada. |
 |
Cabana
Cheia. Ugoszczono nas tam pyszną zupą, chlebem z boczkiem i oliwkami oraz palinką -
tradycyjną rumuńską wódką. |
 |
Kącik staroci. W cabanie poznaliśmy Dana - rumuńskiego przewodnika górskiego, który
załatwił nam zniżkę na nocleg (z 25lei na 10lei!). W schronisku było bardzo sympatycznie, dlatego zostaliśmy tam dwie noce. |
 |
Na horyzoncie fragment
głównego grzbietu Capatanii. |
 |
Prawie
jak na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. |
 |
Przed
nami niższa siostra Vânturariţy, czyli Vânturariţa II. |
 |
Widok z jej szczytu. |
 |
Piękny kras. |
 |
Wapienne
grzebienie wystające z zielonego lasu. |
 |
Jaskinia
z jeziorkiem. Mało kto on niej wie, gdyż nie jest zaznaczona na mapie. Nam pokazał ją Dan. |
 |
Rzeka
Cheia wcina się bardzo głęboko w wapienne skały tworząc bajeczny
kanion. |
 |
Vânturariţa
zdobyta. Niestety nadciąga burza, musimy zejść niżej. |
 |
Widok
z Vânturariţy na Builę. |
 |
Schron i bacówka na przełęczy Curmatura Builei. |
 |
Popi (prawosławni księża) zmierzający
do monastyrów położonych w południowej części parku.
|
 |
Polana
Frumoasă - ostatnie spojrzenie na Builę. |
 |
Grzbiet
Buila-Vânturariţa w pełnej okazałości (widok z grzbietu głównego). |
Kiedyś próbowałem przekroczyć główny grzbiet Vinturaricy ale zostałem znokautowany przez upał, duchotę i gęste chmary much, przed którymi chowałem się w strugach wody górskiego strumienia. Muszę tam wrócić.
OdpowiedzUsuńUpał też nam doskwierał niemiłosierny:), a na grani złapała nas burza. Zmokliśmy, ale warto było, widoczki pierwsza klasa:), także zachęcam do powrotu:)
Usuń